poniedziałek, 29 czerwca 2015

Drugi.

Wrócił do domu. Skórzaną kurtkę rzucił na stolik przy wejściu. Tego dnia był pełen zapału i optymizmu. Otworzył drzwi prowadzące na ogromny taras, z którego rozciągał się widok na przedmieścia i ocean. Świeżo kupione owoce umył i rozkroił w ćwiartki. Ułożył je na wielkim półmisku i zaniósł na stolik. Po chwili do truskawek, pomarańczy, winogron i arbuza dołączyła deska z serami oraz butelka wina i dwa kieliszki. Biegiem popędził do drzwi, gdy przyjechała dostawa świeżych kwiatów. Wazony z białymi tulipanami ustawił na dwóch ścianach balkonu, tuż pod zwisającymi głośnikami, z których sączyła się cicha muzyka.
Chciał być idealny. Takie scenerie zawsze podobały się kobietom w filmach romantycznych, miał więc nadzieję, że i na niej zrobi to wrażenie.
Kiedy skończył przygotowywać mieszkanie na przyjęcie dziewczyny, udał się do łazienki, wziął prysznic, dokładnie przystrzygł zarost na twarzy, a następnie spryskał szyję i tors perfumami Chanel i ułożył w nienaganny sposób roztrzepane kosmyki włosów. Wyjął z szafy idealnie wyprasowany czarny t-shirt i koszulę w czerwono-niebieską kratę. Wbił się w czarne, woskowane dżinsy z obniżonym krokiem i założył do nich zamszowe, miodowe sztyblety. Nie lubił ubierać się odświętnie, ale wiedział jak wyglądać dobrze mimo braku eleganckiego stroju. Po sprawdzeniu w lustrze czy każdy detal jego stylizacji jest dopracowany, udał się na parking do swojego ukochanego sportowego wozu i wyruszył na spotkanie z brunetką. Umówili się w parkowej kawiarnii, jednak liczył na to, że ich rozmowa będzie na tyle pochłaniająca, że dziewczyna skusi się udać z nim na zachód słońca do jego apartamentu, a dokładniej na wcześniej wspomniany, udekorowany i przygotowany przez niego samego taras. Cały dzień, od pobudki, towarzyszyła mu tylko myśl o niej. Jak bardzo chce ją zobaczyć, o co ją zapyta, co sam jej powie, czy porozumieją się ze sobą tak samo wspaniale jak trzy lata temu. Wydawało mu się to wszytsko takie nierealne, bo jaki normalny człowiek przez tak długi czas myśli o raz spotkanej osobie, a fakt że wkońcu na nią wpadł był bliski cudu. Przemierzając parkową alejkę spostrzegł ją idącą mu naprzeciw. Była idealna. Czarne włosy opadające kawałek za ramiona, piękna opalona skóra, którą podkreślałą biała prosta sukienka z niebieskim wzorem, a uroku i seksapilu dodawały jej delikatne, ale wysokie buty z cieniutkim paseczkiem przy kostce.

Po powrocie z Vegas nie miała za dużo czasu na przygotowania do randki. Ale czy to miała być randka?
-To musi być randka – uśmiechnęła się wchodząc do garderoby. Z wybranym strojem udała się do obszernej łazienki. Ubrania zawiesiła na stojaku, a sama zabrała się za makijaż. Ciemne oczy podkreśliła czarną kredką i przydymionymi cieniami. Rzęsy wydłużyła tuszem, a usta obrysowała konturówką w odcieniu bladej czerwieni i roztarła ją, co sprawiło że uwydatniła swoje ponętne wargi. Poliki wyszczupliła brązerem, a rozświetlacz przytłumiła sypkim pudrem.
Była taka szczęśliwa, że los dał jej szansę i spełnił jej życzenie. Obawiała się tylko, że chłopak, o którym marzyła okazać się może zupełnie innym od tego poznanego, czy też od jej wyobrażenia o nim. Będąc realistką zdawała sobie sprawę z tego, że w gruncie rzeczy wcale go nie zna i dzisiejszy wieczór będzie należał do jednego z nabardziej emocjonujących i trzymających w intrygującym napięciu. Wiedziała, że jeśli brunet zaopiekuje się nią dziś w sposób jaki oczekiwała, stanie się on jej całym światem, że zakocha się w nim.
-Kourtney mogę pożyczyć twój komputer? - do łazienki weszła jej siostra, Chloe
-Jasne, ja i tak go dziś nie będę potrzebowała – powiedziała przeciągając błyszczykiem po ustach
-Ulala a dokąd ty się wybierasz piękności ?
-Chciałabyś wiedzieć – spojrzała chytrze na niewiele młodszą od siebie
-Pewnie, że bym chciała. Wracasz dziś do domu? - blondynka pomachała zabawnie brwiami. Była najukochańszą osobą z całej wspaniałej rodziny.
-Mam nadzieję, że nie
-O ty mała flirciaro! Znam go?
-Można tak powiedzieć
-Nie, nie mów mi, że to ten typ z Montany ! - krzyknęła podekscytowana, a Kourt odpowiedziała jej tylko szerokim uśmiechem – Ale jak to? Przecież... Nic nie mówiłaś, że go odnalazłaś
-Bo go nie szukałam. Wpadliśmy na siebie na zakupach
-A może on cię śledził, umawiasz się z psychopatą – zaśmiała się głośno
-Chloe! Nie mów mi tak, jestem twoją starszą siostrą! - roześmiana brunetka klepnęła siostre w ramię – Jak wyglądam? Czy uważasz, że jestem w stanie uwieść dziś Jasona? - obkręciła się przed lustrem, pozując namiętnie
-Myślę siostro, że noc należy do ciebie – przybiła jej piatkę i wyprowadziła z łazienki – Ale wiesz, jakby co jesteśmy w kontakcie. Mama wie?
-Nie. I narazie nie mów nikomu. To ma byc mój mały, przystojny sekret
-Życzę ci żeby był trochę większy... - i tu zamachała brwiami. Pożegnały się przy garderobie i każda poszła w swoją stronę. Ciemnooka musiała wybrać jeszcze buty, a miała ich pokaźną kolekcję. Zdecydowała się na delikatne sandałki na obcasie. Dwa cieniutkie paseczki były prawie nie widoczne, jeden okręcony wokół kostki, drugi oplatający palce. W uszy wpięła mieniące się kolczyki, a na nadgarstku złoty zegarek i bransoletkę. Przeglądając się jeszcze w lustrze w holu zmotywowała się i ruszyła do samochodu. Przemierzając kolejne ulice zakorkowanego jak zwykle o tej porze miasta, przeklinała się i błagała, żeby mimo spóźnienia zdążyła i zastała go jeszcze na miejscu.
Jak najszybciej zaparkowała i wbiegła do parku. Zbliżając się do kawiarenki zaczęła rozglądać się dokładnie za chłopakiem. Nie widząc go nigdzie zwolniła tempa i otworzyła torbę by wyjąć telefon i sprawdzić czy nie zignorowała w pośpiechu jakiejś jego wiadomości.
-A dokąd tak pędzisz? - usłyszała zachrypnięty głos i odrazu poczuła ciepło w sercu. Podniosła głowę w górę i spojrzała na niego z szerokim uśmiechem
-Myślałam, że już sobie poszedłeś
-Spokojnie. Czekałbym na ciebie ile tylko bym musiał, ale niestety również się spóźniłem – na co dziewczyna tylko westchnęła z ulgą – Więc? Może zamiast tej kawiarni, udamy się na spacer?
-Chętnie – odpowiedziałą promiennie - Co u ciebie słychać?
-Nie narzekam, ostatnio los mi sprzyja.
-To znaczy? Wygrałeś na loterii?
-Powodzi mi się w pracy, mam świetnych znajmych, z nieba spadła mi super rozmówczyni. No, fajnie jest, a czy wygrałem na loterii to chyba oczywiste – uśmiechnął się do niej – A ty? Co się dzieje u ciebie? Strasznie żałowałem, że nie mamy kontaktu, byłem ciekaw co u ciebie słychać
-Bywało, że też się nad tym zastanawiałam, wkońcu w ciągu jednego wieczora obgadaliśmy chyba każdy temat, czułam się jakbym cię znala ze sto lat
-Taak, to prawda. To opowiesz mi coś o sobie? Jesteś z LA?
-Tak. Od urodzenia tu mieszkam. Studiowałam w San Fransisco, wróciłam do domu, otworzyłam sklep, projektuję, mam fajną rodzinę. Nie widzę w swoim życiu nic, co mogłabym zmienić. No, może prawie nic
-Ale jednak coś byś zmieniła?
-Wiesz, na pewno znalazłoby się coś w czym mogłabym być lepsza, albo co sprawiałoby mi więcej radości. Zawsze może być lepiej
-A co ci sprawia radość?
-No nie wiem... Ostatnio kwiaty – zaśmiała się, a on pomyślał że jego pomysł był trafem w dziesiątkę, skoro to pierwsza rzecz o której pomyślała – A tak na poważnie to chyba rodzina. Uwielbiam mój dom za to, że wszyscy jesteśmy ze sobą tacy zżyci i otwarci, ale to głównie zasługa mojej mamy. Gdydby nie ona każde z nas zajmowało by się czymś innym i nie znajdywałoby tyle czasu dla siebie- spojrzała na niego zalotnie – Czuję się dziwnie jak tylko ja mam mówić, teraz twoja kolej
-Co ci mogę powiedzieć, zastanówmy się... Przyjechałem tu z Atlanty, mieszkam sam, nie mam kota ani psa, chociaż zacząłem nawet myśleć nad tym czy nie zaadoptować jakiegoś zwierzaka, bo czasem samemu człowiekowi jest strasznie smutno, ale przez moje lenistwo zamiast wychodzić z psem na spacery, wole pojechać na tor. Po tamtej zimie zawodowo zająłem się wyścigami.
-Serio? Szczerze... Myślałam że jesteś za bardzo narwany. Nie spodziewałam się, że wytrwasz.
-A jednak – westchnął – Kourt minęło tyle czasu, zmieniłem się trochę
-Jak każdy- popatrzyła na niego przymykając przy tym jedno oko przez oślepiające ją słońce – Lubię ten park, czasem przychodzę tu w przerwie lunchowej, niedaleko stąd pracuję.
-Czym się zajmujesz? - spytał zaciekawiony
-Głównie projektuję meble, ale aranżuję też wnętrza, rzadziej ogrody. Ulicę dalej prowadzę swój salon
-Daws to twój sklep? - zdziwił się, a ona wesoło pokiwała głową – Rety, nie ma mowy żebym kiedykolwiek pokazał ci moje mieszkanie – zaśmiał się – jako taka estetka padłabyś chyba z przerażenia
-Jestem tolerancyjna! Jest mi ciężko odnaleźć się w źle urządzonym mieszkaniu, ale STARAM się akceptować to, że ktoś nie ma gustu
-Halo, halo mam bardzo dobry gust – wskazał na siebie
-Więc co takiego jest nie tak?
-Hmm... nie sądziłem, że dziś ci to zaproponuję, ale jeśli jesteś taka ciekawa, to może sama zerkniesz? – rzucił zawadiacko i w głębi duszy modlił się aby dziewczyna przyjęła jego propozycję
-Zapraszasz mnie do siebie? Tak teraz?
-Nie martw się, nie zastanie cię tam bałagan. Nie ma tam wiele rzeczy. I nie musisz się mnie bać, nie jestem psychopatą, ewentualnie domatorem, jeśli już mam się jakoś upodlić
-To nie będzie raczej mądre z mojej strony jeśli się zgodzę, ale czuję że koniecznie potrzebujesz mojej pomocy dekoratorskiej, więc chyba nie mogę ci odmówić
-Zdecydowanie nie. A czy dostanę jakąś zniżkę?
-Zastanowię się jak duże będzie musiało być moje zaangażowanie, żeby wyszło z tego coś dobrego
-Myślę, że możemy podzielić się tym po pół. Moje zaangażowanie może bardzo Ci odpowiadać
-Uważaj, bo za chwilę zmienię zdanie i nigdzie z tobą nie pójdę, flirciarzu
-Mówisz o mnie? Cóż... Chyba nie potrafię być przy tobie obojętny – powiedział szczerze, przez co oboje zamilkli. Dziewczyna była zachwycona towrzystwem Jasona, a jemu wydawało się, że robi z siebie pajaca, choć kiedy widział, że brunetka jest nadal uśmiechnięta i zadowolona ze spotkania, wszelkie obawy ulatniały się z jego głowy – Jedziemy? - odkrząknął, a ona przytaknęła mu skinieniem głowy. Mieli jeszcze drobny problem z dojazdem do bruneta, gdyż każde z nich chciało jechać własnym autem, dlatego też tak zrobili. Chłopak był pełen podziwu dla maszyny, którą się poruszała, a znawcą w tym temacie był jednym z lepszych.
Brunet zaparkował swój samochód na parkingu podziemnym, a dziewczynie wskazał specjalne miejsce dla gości na chronionym. Pozostawiając auto, wyszedł na zewnątrz po Kourtney, którą chciał wprowadzić do budynku, jednak widok któy zastal rozczulił go tak bardzo, że nie miał serca jej nie pomóc. Widząc, jak dziewczyna męczy się pry parkowaniu równoleglym postanowił podejśc do niej i wyręczyć ją w tym ciężkim zadaniu.
-O nie już tu jesteś? - zawstydziła się, gdy zobaczył chłopaka stojącego przed jej maską. Pokiwał jej tylko, żeby wysiadła i zwinnym ruchem ustawił poprawnie jej czarne BMW 640i.
-Taka mała kobietka, w takim bydlaku. Nie dziwię się, że masz takie problemy – zaśmiał się
-Nie mam żadnych problemów. Zwykle daję sobie radę
-Właśnie widziałem – objął ją przyjaźnie ramieniem i weszli do windy. W czasie gdy mknęli na odpowiednie piętro, dokończyli żarty na temat motoryzacyjnych umiejętności brunetki.
-Zapraszam panią do środka – rzekł otwierając szeroko ciężkie i potężne drzwi do lokum. Znajdując się w holu połączonym z salonem odrazu zauważyła wnętrzarskie niedoróbki i złe ustawienie mebli, przez co z zarozumiałym uśmiechem spojrzała na Jasona
-Nie wiem czy jest tu jakeigkolwiek wytłumaczenie, dlaczego tak traktujesz swoje własne mieszkanie – zaśmiała się szczerze
-Hej, jestem facetem... Moim życiem są auta, smary i piękne kobiety – odesłał jej flirciarskie spojrzenie
-I myślisz, że piękne kobiety lubią facetów z takim poczuciem wolności jaki prezentujesz tutaj – dalej ciągnęła swoje ulubione sarkazmy
-Uważam, że trafiłem na jedną, piękną kobietę, która idealnie mnie zrozumie i zaakceptuje to jak żyję – ponownie ją zawstydził – Chodź. Pokażę ci w takim razię tę lepszą część – chwycił jej dłoń i otworzył drzwi tarasowe. Widok całej scenerii bardzo jej się spodobał. Była w takim szoku, że nie wiedziała przez chwilę jak ma się zachować, a z jej ust wydobyło się ciche "wow".
-Mam nadzieję, że taras sprostał twoim oczekiwaniom
-Jason... Taras jest śliczny – podziwia jej zachwyt i szcześliwe oczy, gdy mówiła. Czuł się jakby jego najlepszy sen właśnie zaczął się spełniać – I te kwiaty... To wszystko od ciebie... - nie odpowiedział jej. Usiadł tylko i spojrzał na panorame rozciągającą się wkoło balkonu. Po chwili jednak postanowił się odezwać.
-To był niewiarygodne, kiedy cię zobaczyłem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze na siebie wpadniemy, choć bardzo na to liczyłem. I tak też się stało. Nie wiem dlaczego do ciebie nie podszedłem, ale chciałem żeby to jakoś inaczej wyglądało, a później w tym sklepie – przeniósł na nią swój wzrok
-Bardzo chciałam, żeby te kwiaty były od ciebie – w tym momencie ich oczy wpiły się w siebie głęboko, a serca obojga niemiłosiernie przyspieszyły. Tak miała rozpocząć się ich piękna bajka. Od romantycznego wieczoru, kolacji, długich rozmów, które łączyły ich jak nic innego, nawet gdy ich zdania były sobie przeciwne.
Do zachodu słońca czas upłynął im niesamowicie szybko. Opowiadali o swoich rodzinach, przyjaciołach, wspomnieniach, przeglądali swoje zdjęcia, śmiali się i pili wino, oczywiście wcześniej ustalając, że chłopak odwiezie ją taksówką do domu. Osiągając odpowiedni stan nietrzeźwości podnieśli się by zatańczyć do piosenki The Weekend "Earned It". Chwycił jej dłoń, a drugą położył na swoim ramieniu, kładąc swoją dłoń na jej dolnej partii pleców. Nosem wciągał zapach unoszący się z jej włosów. Ona oparła głowę na jego twardej piersi. Przeżywała z nim magiczny wieczór, o którym od dawna marzyła. Jej umysł niepoprawnej romantyczki chciał by została już przy nim na zawsze.
-Zostań dziś ze mną – ujął dłonią jej podbródek. Jej oczy nabrały setki iskierek, a usta wykrzywiły się w przyjazną łódeczkę. Pochylił się nad brunetką i wpił się namiętnie w jej usta. Objęła mocno jego ramiona, czując jak silnym jest on mężczyzną i jak bezpiecznie się przy nim czuje. Całował ją nieziemsko czule, czym doprowadzał ją do szaleństwa. Nie chcąc dłużej czekać odpięła kilka guzików jego koszuli, a on łapiąc jej uda, podniósł ją i schował się z dziewczyną w głębi swojego domu.

Nad ranem obudził go wibrujący telefon. Podniósł aparat by zajrzeć w ekran i dowiedzieć się, kto próbuje się z nim skontaktować. Przsunął leniwie palcem zieloną słuchawkę
-Co jest? - spytał zaspany
-Masz być o 9 na torze w Vegas. O 8 Jerry podstawi samolot na LAX – wygłosił szybko polecenie Scooter. Jest on menadżerem Jasona. Pomaga mu w karierze rajdowej, a włąściwie ustawia dla niego wszystkie kontrakty. Bez niego, brunetowi byłoby się bardzo ciężko utrzymać w czołówce, do której niedawno dotarł.
-Chyba nie mówisz poważnie, jest 5 nad ranem – uniósł się niedowierzając
-Wybacz stary, ale takie są reguły gry. Zwolnił się termin, musisz trenować, za pare tygodni startuje sezon w Monte Carlo, a tobie spadła forma
-O której Ken po mnie przyjedzie?
-O 7 powinien być u ciebie pod domem, ale na wszelki wypadek skontaktuj się z nim jeszcze
-Okej, lecisz z nami?
-Ja jestem od wczoraj na miejscu. Załatwiałem ci treningi. Po południu idziemy do dietetyka i na siłownie. Tor masz zamówiony do końca następnego tygodnia, trenera co trzy dni. Pakuj się, widzimy się na miejscu
Zakończył połączenie, a telefon w dłoni opadł na łóżko. Przetarł dłonią zaspane oczy i spojrzał na śpiącą obok brunetkę. Zdjął z jej twarzy opadające kosmyki i przejechał palcem po miękkiej skórze od policzka do zagłębienia przy obojczykach. Widząc jak mało ma czasu na przygotowania do wyjazdu pospieszył czym prędzej pod prysznic. Ubrany w świeże ciuchy, wyjął obszerną walizkę i wrzucił do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka par butów, koszle, koszulki, spodnie, bielizna i inne przydatne przedmioty codziennego użytku. Nie wiedział jak ma się z nią pożegnać. Nie chciał wychodzić bez słowa, ale nie miał serca by ją obudzić. Klęknął przy niej, by ostatnie minuty jakie mu zostału do przyjazdu szofera spędzić przy ukochanej.
-Która godzina? -spytała zaspana nie otwierając nawet oczu
-6.50. Skąd wiesz, że nie śpię – pogłaskał ją czule po dłoni
-Czuję twój oddech – zaśmiała się lekko – Dlaczego już wstałeś?
-Wyjeżdżam do Vegas. Godzinę temu zadzwonił do mnie menadżer. Przepraszam, że tak wyszło
-Nie przejmuj się – oparła się na ramieniu przykrywając kołdrą nagie piersi – Zaraz się szybko ubiorę i uciekam – ziewnęła przeciągle
-Nie musisz. Zostań tu, wyśpij się. Klucze możesz mi oddać jak wrócę, albo zostawić w recepcji przy wyjściu
-Nie, nie chcę ci sprawiać problemu
-To żaden problem. Proszę. Zaśnij jeszcze, a później zjedz na śniadanie to co jeszcze mam w kuchni. Na pewno znajdziesz coś dobrego
-Jesteś kochany – wydymała usta w dziubek chcąc otrzymać od niego całusa, któego podarował jej bez zastanowienia – Na długo wyjeżdżasz?
-Chyba niecałe dwa tygodnie. Będę bardzo tęsknił
-Ja też – uśmiechnęła się szeroko – Chodź tu do mnie jeszcze. Chcę się do ciebie przytulić
-Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz. Wolałbym tu z tobą zostać, ale Scooterowi udało isę załatwić dla mnie no treningi przed sezonem. To bardzo ważne
-Jestem trochę zawiedziona, ale to nie problem. Uważaj tam na siebie
Ich krótką rozmowę przerwał dźwięk domofonu, który wskazywał na to, że Jason powinien już wyjść z domu. Pożegnali się czułym pocałunkiem w łóżku. Pierwszy raz zostawił kogoś samego u siebie, ale w tym przypadku nie traktował jej jako gościa. Od teraz była częścią jego życia. Oddał jej serce i przywłaszczył sobie jej miłość.

Od autorki:
To już trzeci wpis, drugi rozdział i moja pierwsza wiadomość do czytelników. Bardzo dziękuję za obserwowanie i komentowanie bloga. To bardzo miłe móc przeczytać kilka miłych słów. W najbliższym czasie mam zamiar poszerzyć zawartość strony o spis opowiadań czytanych przeze mnie.
Pozdrawiam was wszystkich gorąco, wrzucam ostatni gotowy rozdział i siadam do pisania następnych!